Młodzi Polacy nie mają od kogo zdobywać wiedzy na temat finansów. W szkołach niewiele się mówi na ten temat, zaś rodzice często sami nie mają o tym pojęcia.

Niektóre szkoły reaktywowały w ostatnim czasie Szkolne Kasy Oszczędności, w których dzieci mogą okładać pieniądze na przykład na wycieczki, ale jednocześnie uczyć się, jak zarządzać swoim kapitałem.

Ale na tym koniec edukacji finansowej dziecka. Później na etapie liceum pojawia się o finansach krótka wzmianka na podstawach przedsiębiorczości, a przekazanie jakichś dodatkowych wartościowych informacji zależy od dobrej woli nauczyciela. Przeważnie jednak nie ma na to czasu.

edukacja

Na matematyce zamiast uczyć się prawidłowo obliczyć oprocentowanie lokat bankowych czy kredytów, uczniowie mogą poznać masę rzeczy, które nigdy w życiu mu się nie przydadzą. Nietrudno dostrzec jak powinien wyglądać związek pomiędzy tym, czego uczy szkoła, a tym co przydaje się w podejmowaniu późniejszych decyzji finansowych.

Widoczne są kłopoty wielu rodziców, od których płynie przykład. Nie czytamy umów, a jeśli już, to bez zrozumienia. Nie bierzemy pod uwagę wielu zmiennych, a nawet nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia.

To czyni z nas finansowych analfabetów, bo choć umiemy obliczyć w jakim czasie pociąg dojedzie z punktu A do B, to nie wiemy jak zadbać o swoje zabezpieczenie finansowe zwłaszcza w razie kryzysu.